- O matko... ja cię skądś kojarzę, tylko skąd? - zaczęła się zastanawiać.
- Ee... ja cię wcześniej nie widziałem. - zaoponowałem.
Cisza.
-Yy... halo? Wichura? - pomachałem jaj łapą przed twarzą, ale pozostała kamienna i niewzruszona.
Po chwili, jakby otrząsnęła się z transu.
- Mówiłeś coś?
- Często tak masz? - zapytałem.
- Ee... ale co? - zdziwiła się.
- Ach, nie ważne. - zrobiłem niewinną minkę.
- Hej... o co ci chodzi?
- Nic, nic... - spojrzałem w niebo. Smoczyca rzuciła się na mnie ze śmiechem i oboje poturlaliśmy w dół zbocza śmiejąc się. Gdy już się uspokoiliśmy, Wichura zaproponowała:
- Może gdzieś polecimy?
- No... tak jakby nie mogę.
- Dlaczego? - znowu się zdziwiła.
- To trochę wstydliwe... wczoraj walczyłem z innym smokiem i... chyba... - przerwałem na chwilę, bo wadera wpatrywała się e mnie swoimi głębokimi oczami. Nie wiedziałem co powiedzieć, bo to było irytujące, ale za razem słodkie, więc mamrotałem dalej: - bardzo prawdopodobne, że... ee... on... no... złamał mi ogon i nie będę mógł jeszcze przez kilka tygodni latać. Ekchm... - odchrząknąłem na koniec, widząc, że wadera nie reaguje.
<Wichura? Jest jakieś zdrobnienie dla Twojego imienia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz