czwartek, 31 lipca 2014

Od Aventy'ego - na konkurs

Ech... to był ciężki dzień... poznałem innego smoka, a on nie był zbyt przyjaźnie nastawiony i... podpalił mi ogon. No cóż, jakoś się uratowałem, ale wlokłem się po ziemi bo nie mogłem latać. No cóż... ważne, że cały nie spłonąłem. Wróciłem do jaskini cały zmęczony. Owinąłem ogon jakimś bandażem, który się pode mnie nawinął. Rozwaliłem się na łóżku i momentalnie zasnąłem. Było mi tak przyjemnie ciepło... zbyt ciepło. Ale nie zwracałem na to uwagi, bo byłem skończonym leniem. Chciałem zmienić pozycję, ale nie mogłem się ruszyć. Aż wreszcie nie wytrzymałem i uchyliłem lekko powiekę, a widok ogromnie mnie zdziwił. Natychmiast podniosłem głowę, bo tylko nią mogłem ruszać. Zacząłem się nerwowo rozglądać. Wokół mnie płynęła dość wartko lawa, a ja znajdowałem się na dryfującym odłamku skalnym z adamantytu! Na szczęście on tak szybko się nie topi. Reszta mojego ciała była skuta łańcuchami. Skąd ja się tu w ogóle wziąłem?! Po chwili spostrzegłem, że nie jestem sam. Po drugiej stronie skały leżała jakaś postać. Była skulona, jedynie jej pozieleniała głowa z wielkim grzebieniem na karku wystawała z poza poruszanej oddechem istoty masy. Wpatrywała się we mnie swoimi pustymi, zaropiałymi ślepiami pokrytymi bielmem. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Chciałem coś wypowiedzieć, dowiedzieć się czegoś, ale strach niemiłosiernie ściskał moje gardło. Po kilku minutach wpatrywania się w istotę zdołałem wykrztusić:
- K... k-kim t-ty jesteś?
Nagle zamarłem. Widmowa istota zaczęła się z wolna podnosić. Ukazała swoje poharatane, pożółkłe podbrzusze. Było pokryte licznymi bliznami i cięciami. Zaczęła iść w moją stronę. Zacząłem się miotać, próbując oswobodzić, ale tylko pogorszyłem sytuację, bo więzy zacisnęły się mocniej. Przystanęła przy mnie.
- Ja? - powiedziała postać.
- A jest tu ktoś inny? - uniosłem brwi nabierając pewności.
- Podziwiam twoją odwagę, ale twoja arogancja mnie przerasta.
- To może mi powiesz chociaż, dlaczego tu jesteś i co JA tu robię?! - uśmiechnąłem się chytrze.
- Przestań! Nic ci do tego! - ryknęła rozsierdzona istota. Na tym opierał się mój plan ucieczki. 
- Bo? Chyba powinienem wiedzieć, co ja tu robię i w co mnie wmieszałaś, PASKUDO! - zwęziłem źrenice. Na mocniejsze słowa jako tak dziwnie nie było mnie stać (jak zwykle). 
- Teraz przebrała się miara! - krzyknęła tak, że półka skalna nadpękła. Uniosła łapę, chcąc mnie uderzyć. Przeturlałem się  na bok, a widmo trafiło w łańcuchy rozcinając je. Mój plan się powiódł, ale kiedy stanąłem na krawędzi adamantytu uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Aa... już pamiętam. Przecież nie mogłem latać! "Smok" rzucił się na mnie, jednak ja odskoczyłem w bok. On ponowił próbę. Znowu odskoczyłem. Aż zauważyłem większą przeszkodę... wodospad. No, to po mnie. Widmo zaryczało i uniosło się w górę niknąc w oddali. Ja patrzyłem tępo w spadającą lawę kilkanaście metrów przede mną. Nie miałem zielonego pojęcia, co zrobić. Nagle zobaczyłem gruzek wystający z lawy. Podbiegłem jak najbliżej niego i chwyciłem z całej siły, ale kamień powoli zaczął mi się osuwać z nóg. Nie mogłem tak zostać więc odepchnąłem się od gruzka w stronę brzegu, ale nadal dzieliło mnie od niego kilka metrów. Albo spróbuję, albo spadnę do lawy, która mnie rozpuści i to będzie koniec. Trzeba spróbować! Naprężyłem się i... wystrzeliłem jak strzała odbijając się sprężyście od nagrzanego podłoża. Już prawie, już tylko kilkanaście centymetrów... i... wyciągnąłem ręce gotowy, aby wylądować. Ale w ostatniej chwili ledwo chwyciłem się jedną łapą półki skalnej. Potem dodałem drugą. Aż po krótkich staraniach wgramoliłem się na brzeg i odetchnąłem z ulgą.

-----------------------------

Świetne wyjście z sytuacji :)

Adminka Mel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz