czwartek, 31 lipca 2014

Od Aventy'ego CD. Wichury

- O matko... ja cię skądś kojarzę, tylko skąd? - zaczęła się zastanawiać.
- Ee... ja cię wcześniej nie widziałem. - zaoponowałem.
Cisza.
-Yy... halo? Wichura? - pomachałem jaj łapą przed twarzą, ale pozostała kamienna i niewzruszona.
Po chwili, jakby otrząsnęła się z transu.
- Mówiłeś coś?
- Często tak masz? - zapytałem.
- Ee... ale co? - zdziwiła się.
- Ach, nie ważne. - zrobiłem niewinną minkę.
- Hej... o co ci chodzi?
- Nic, nic... - spojrzałem w niebo. Smoczyca rzuciła się na mnie ze śmiechem i oboje poturlaliśmy w dół zbocza śmiejąc się. Gdy już się uspokoiliśmy, Wichura zaproponowała:
- Może gdzieś polecimy? 
- No... tak jakby nie mogę.
- Dlaczego? - znowu się zdziwiła.
- To trochę wstydliwe... wczoraj walczyłem z innym smokiem i... chyba... - przerwałem na chwilę, bo wadera wpatrywała się e mnie swoimi głębokimi oczami. Nie wiedziałem co powiedzieć, bo to było irytujące, ale za razem słodkie, więc mamrotałem dalej: - bardzo prawdopodobne, że... ee... on... no... złamał mi ogon i nie będę mógł jeszcze przez kilka tygodni latać. Ekchm... - odchrząknąłem na koniec, widząc, że wadera nie reaguje.

<Wichura? Jest jakieś zdrobnienie dla Twojego imienia?>

Od Aventy'ego CD. Amy

- Może się gdzieś schowamy?! - próbowałem przekrzyczeć ulewę.
-Słusznie gadasz! - odkrzyknęła. Zwiedziliśmy:
*Las
*Ruiny zamku
*Opuszczone pieczary
*Bar Dragon Bolta 
i jeszcze wiele innych, ale nigdzie nie mogliśmy znaleźć schronienia, gdzie nie dotarłby deszcz.
- Może schowamy się u mnie?! - krzyknęła Amy.
- Racja! Mogłem wcześniej na to wpaść.
- W sumie szkoda! - rzuciła i puściliśmy się pędem do jej jaskini.

<Amy? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać :$>

Od Aventy'ego CD. Luny

- Ech... nie martw się. Przecież nie odgryzę ci głowy. - wyciągnąłem do niej rękę uśmiechając się. Uścisnęła ją.
- Miło z twojej strony. - zaśmiała się. Ja również.  
- Co tu robisz tak późno? - rzuciłem, aby nabąknąć jakiś temat.
- Noo... - zawahała się. - Lubię tak sobie czasem popatrzeć na zachód słońca i księżyc. 
- A, jestem Aventy. - ukłoniłem się.
- O, miło. Już mi się przedstawiałeś, wiesz? - pokiwała głową i rozpromieniła.
- Oj tam, oj tam... - machnąłem łapą i spojrzałem w niebo. - Każdemu się zdarza.
- Może gdzieś razem polecimy? Strasznie mi się tu nudzi... - zmieniła temat.
- No... ee... widzisz... ja... no... nie bardzo mogę... - próbowałem jakoś delikatnie wyjaśnić.
- A ha. Rozumiem! Typowa wymówka dla smoka, który cię nie lubi! - żachnęła się i odwróciła na pięcie.
- Przestań! Nawet cię nie znam, więc nie mogę osądzić, czy cię lubię, czy nie! - teraz to ja uniosłem brwi. - Po prostu ostatnio walczyłem z innym smokiem i uszkodziłem sobie ogon, a teraz nie mogę latać, bo muszę poczekać, aż mi się zregeneruje!

<Luna? c:>

Od Aventy'ego - na konkurs

Ech... to był ciężki dzień... poznałem innego smoka, a on nie był zbyt przyjaźnie nastawiony i... podpalił mi ogon. No cóż, jakoś się uratowałem, ale wlokłem się po ziemi bo nie mogłem latać. No cóż... ważne, że cały nie spłonąłem. Wróciłem do jaskini cały zmęczony. Owinąłem ogon jakimś bandażem, który się pode mnie nawinął. Rozwaliłem się na łóżku i momentalnie zasnąłem. Było mi tak przyjemnie ciepło... zbyt ciepło. Ale nie zwracałem na to uwagi, bo byłem skończonym leniem. Chciałem zmienić pozycję, ale nie mogłem się ruszyć. Aż wreszcie nie wytrzymałem i uchyliłem lekko powiekę, a widok ogromnie mnie zdziwił. Natychmiast podniosłem głowę, bo tylko nią mogłem ruszać. Zacząłem się nerwowo rozglądać. Wokół mnie płynęła dość wartko lawa, a ja znajdowałem się na dryfującym odłamku skalnym z adamantytu! Na szczęście on tak szybko się nie topi. Reszta mojego ciała była skuta łańcuchami. Skąd ja się tu w ogóle wziąłem?! Po chwili spostrzegłem, że nie jestem sam. Po drugiej stronie skały leżała jakaś postać. Była skulona, jedynie jej pozieleniała głowa z wielkim grzebieniem na karku wystawała z poza poruszanej oddechem istoty masy. Wpatrywała się we mnie swoimi pustymi, zaropiałymi ślepiami pokrytymi bielmem. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Chciałem coś wypowiedzieć, dowiedzieć się czegoś, ale strach niemiłosiernie ściskał moje gardło. Po kilku minutach wpatrywania się w istotę zdołałem wykrztusić:
- K... k-kim t-ty jesteś?
Nagle zamarłem. Widmowa istota zaczęła się z wolna podnosić. Ukazała swoje poharatane, pożółkłe podbrzusze. Było pokryte licznymi bliznami i cięciami. Zaczęła iść w moją stronę. Zacząłem się miotać, próbując oswobodzić, ale tylko pogorszyłem sytuację, bo więzy zacisnęły się mocniej. Przystanęła przy mnie.
- Ja? - powiedziała postać.
- A jest tu ktoś inny? - uniosłem brwi nabierając pewności.
- Podziwiam twoją odwagę, ale twoja arogancja mnie przerasta.
- To może mi powiesz chociaż, dlaczego tu jesteś i co JA tu robię?! - uśmiechnąłem się chytrze.
- Przestań! Nic ci do tego! - ryknęła rozsierdzona istota. Na tym opierał się mój plan ucieczki. 
- Bo? Chyba powinienem wiedzieć, co ja tu robię i w co mnie wmieszałaś, PASKUDO! - zwęziłem źrenice. Na mocniejsze słowa jako tak dziwnie nie było mnie stać (jak zwykle). 
- Teraz przebrała się miara! - krzyknęła tak, że półka skalna nadpękła. Uniosła łapę, chcąc mnie uderzyć. Przeturlałem się  na bok, a widmo trafiło w łańcuchy rozcinając je. Mój plan się powiódł, ale kiedy stanąłem na krawędzi adamantytu uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak. Aa... już pamiętam. Przecież nie mogłem latać! "Smok" rzucił się na mnie, jednak ja odskoczyłem w bok. On ponowił próbę. Znowu odskoczyłem. Aż zauważyłem większą przeszkodę... wodospad. No, to po mnie. Widmo zaryczało i uniosło się w górę niknąc w oddali. Ja patrzyłem tępo w spadającą lawę kilkanaście metrów przede mną. Nie miałem zielonego pojęcia, co zrobić. Nagle zobaczyłem gruzek wystający z lawy. Podbiegłem jak najbliżej niego i chwyciłem z całej siły, ale kamień powoli zaczął mi się osuwać z nóg. Nie mogłem tak zostać więc odepchnąłem się od gruzka w stronę brzegu, ale nadal dzieliło mnie od niego kilka metrów. Albo spróbuję, albo spadnę do lawy, która mnie rozpuści i to będzie koniec. Trzeba spróbować! Naprężyłem się i... wystrzeliłem jak strzała odbijając się sprężyście od nagrzanego podłoża. Już prawie, już tylko kilkanaście centymetrów... i... wyciągnąłem ręce gotowy, aby wylądować. Ale w ostatniej chwili ledwo chwyciłem się jedną łapą półki skalnej. Potem dodałem drugą. Aż po krótkich staraniach wgramoliłem się na brzeg i odetchnąłem z ulgą.

-----------------------------

Świetne wyjście z sytuacji :)

Adminka Mel

Od Miluei - na konkurs

Było gorąco jak w piekle. Przyszłam do jaskini cała mokra jako człowiek. Tam zamieniłam się w smoka i zaczęłam chłodzić machając skrzydłami. Kiedy w końcu się ochłodziłam stałam się senna. Zasnęłam na swoim ulubionym kamieniu na końcu jaskini tam gdzie było najchłodniej. Kilka minut później już spałam. Jednak po jakimś czasie obudziłam się cała mokra.
- Co jest...- powiedziałam otwierając oczy i widząc wokół siebie lawę- Rany boskie co się stało?! Gdzie ja jestem?!
Próbowałam odlecieć, jednak bezskutecznie. Skrzydła były przykute łańcuchami. Na drugim końcu kamienia stała widmowa postać z...pustymi ślepiami?! Widmo uśmiechało się sarkastycznie, a wokół było pełno noży, skiekier, toporów itp.
- Czego ode mnie chcesz?!- wydarłam się
- Chcę twojej krwi, dzięki której stanę się nieśmiertelny i zyskam własne, ludzkie ciało...- mówił demonicznym głosem
- Czemu akurat mojej?!
- Ponieważ tylko smoki twotej rasy zawierają krew, która może zdziałać takie rzeczy. Jeśli nie będziesz się tak wiercić nawet nie zauważysz kiedy cię zabiję i umrzesz. A teraz nie ruszaj się...- powiedział biorąc wielki topór i podchodzac do mnie.
Spróbowałam uderzyć postać ogonem, ale tylko przez nią przenikł. Tym razem spróbowałam przemienić się w człowieka, jednak to nic nie dało.
- Nie martw się. Te łańcuchy mają specjalny czar dzięki któremu uniemożliwiają ci zmianę w człowieka- zaśmiał się
Na szybko wymyśliłam coś głupiego. Gdy próbował mnie unieruchomić jeszcze bardziej, wytrąciłam mu topór do lawy. Gdy ten tylko wpadł zaczął z niego wylatywać błękitny dym.
- Głupia! Coś ty zrobiła! Zabiję cię rozumiesz?! Zabiję a twoje zwłoki wyrzucę na pożarcie mantikorom! Albo nie, mam lepszy pomysł. Rzucę na ciebie zaklęcie, że nie będziesz mogła już do końca życia być sprawna. Twoja mowa stanie się bez sensu, będziesz mówić jakbyś nigdy tego nie umiała. Twoje ciało zacznął porastać grzyby i pleśń, a twoje barwy staną się tak samo brzydkie jak ty! Już nikt nigdy cię nie pokocha i będziesz cierpieć do końca życia! Buahahahahahahahaha!- krzyknął i zaczął wypowiadać zaklęcie.
Na początku unikałam uderzeń, ale gdy wiązka uderzyła w kamień i ten się stopił, wpadłam na świetny pomysł. Gdy miał już we mnie strzelać z obu rąk naprowadziłam na drogę ostrzału łańcuchy które natychmiast się stopiły. Wolna wzbiłam się w powietrze. Widmo wpadło w jeszcze większy gniew. Zaczął się wydobywać z niego przeraźliwy krzyk, a z ust i wnęk oczu wychodzić straszne potwory. Otoczyły mnie ze wszystki stron, a widmo śmiało się jeszcze bardziej przeraźliwie niż brzmiał jego krzyk. Nagle od góry poczułam chłodny powiew wiatru. Miałam już tam lecieć, ale widmo zorientowało się i zastawiło jedyną drogę ucieczki. Jaskinia z lawą była ogromna.
- Złap mnie jeśli potrafisz. Pokrako- powiedziałam podkreślając "pokrako" i lecąc na drugi koniec jaskini.
Tak jak myślałam wszystkie potwory włącznie z widmo zaczęły mnie gonić. Długo krążyłam po sali, aż w końcu triumfalnie wzbiłam się w górę na powierzchnię. Zaczęrpnęłam świeżego powietrza. Gdy tylko zorientowałam się że potwory chcą wylecieć za mną, wzięłam kilka największych kamieni jakie znalazłam i zasłoniłam wejście aby już nikt tam nie wpadł. Zmęczona wróciłam do swojej chłodnej jaskini. Gdy miałam się już położyć najpierw dokładnie sprawdziłam moje legowisko aby już nigdy w życiu się tam nie znaleźć.
 ------------------------------

Bardzo mi się podoba twoja wena i rozpracowanie tematu :)

Adminka Mel "Jury"

Od Saphiry CD Rin'a

- Jesteś największym wariatem jakiego spotkałam - powiedziałam nadal zaskoczona.
- To było....najsłuszniejsze wyjście. - mruknął odwracając wzrok.
- Wcale nie ! Panie mądralo, mogliśmy zginąć. Dziwne że nie zdziwili się co robi para nastolatków na smoczej wyspie (ewidentnie podkreśliłam "smoczej") skoro mamy do tego tą ludzką? To dość zaskakujące nieprawdaż? Najwidoczniej wpadliśmy na stado ludzi-debili i nam się poszczęściło. Ah, a gdyby zajrzeli nam w oczy? Dobrze wiesz że nasze oczy różnią się od ich oczu ! Najlepsze wyjście to było uciekać, gdyby nie to że są....debilami wpadlibyśmy w ręce ludzi, nigdy więcej...
O nie, na litość boską niech mnie ktoś zatrzyma; dlaczego za każdym razem, kiedy tracę zdolność myślenia dostaję słowotoku?
Zaraz, on się do mnie zbliża.
Dlaczego się zbliża?
- Zawsze mówisz za dużo? - zaśmiał się.
- Tak, zdecydowanie takie są fakty, a na dodatek nikt nie może zrozumieć co wygaduje, to jest jakiś absurd, bo nawet ja nie za bardzo rozumiem, a właściwie rozumiem, ale nie wszystko, więc gadam dalej, chociaż jakaś część mnie każe mi przestać i...
Znowu to robię... Chociaż wiem na jaką idiotkę wychodze.
- No dobra, nic nie było - mruknęłam siadając na jakimś zwalonym pniu.
Między drzewami, gałęziami róż znów przemyka lekki wietrzyk, teraz już wiem że ludzie to idioci, są już daleko, uwierzyli że jesteśmy jednymi z nich, hah żałosne..
- No dobra eee...więc dziękuje. - wymamrotałam.

< Ty..Mądralo XD Rin? >

Od Miluei Do Ifrysa

Wysoko w chmurach było pięknie. Szkoda tylko że silny podmuch wiatru wyprowadził mnie z niezbędnej równowagi. Podczas spadania ze strachu niekontrolowanie zamieniłam się w człowieka. Przez cały czas spadania krzyczałam. Nagle leciał podemną jakiś smok i nie wiem jak to się stało, ale spadłam na jego grzbiet. Odruchowo złapałam się go, a ten zaczął wierzgać.
- Złaź ze mnie- mówił zdenerwowany próbując mnie zrzucić
- Nie! Proszę! Odstaw mnie na ziemię i dam ci spokój! Prosze nie zrzucaj mnie!- krzyczałam, ten jakby litując się odstawił mnie na ziemię
Gdy tylko dotknął ziemi szybko zeskoczyłam z jego grzbietu, ale ze wcześniejszego strachu zostały mi nogi jak z waty. A co za tym szło? Gdy tylko zeskoczyłam od razu się wywaliłam. Ze strachu że smok będzie chciał mnie zabić sama się w niego przemieniłam. Smok okazał się być trochę mniejszy ode mnie.
- Dz- dziękuję że mnie wtedy nie zrzuciłeś mimo iż jednak próbowałeś to zrobić...- starałam się być miła najbardziej jak tylko mogłam.

<Ifrys?>

Od Naberiusa - na konkurs

Dzień było deszczowy, próbowałem upolować sarnę. Po jakimś czasie nawet mi się to udało. Syty oraz mokry wróciłem do swojego legowiska. Byłem zbyt zmęczony by zrobić cokolwiek. Po prostu położyłem się w moim legowisku. Sen wydawał mi się nadzwyczaj krótki. Obudziła mnie dość nieprzyjemna woń, a także niezwykłe gorąco. Jeszcze przed otwarciem oczu próbowałem się przeciągnąć. Coś jednak krępowało moje ruchy. Otworzyłem oczy i powiedziałem:
- O matko! – Dookoła mnie była lawa. Prawdziwa lawa. Skąd ona się wzięła w moim legowisku! Rozejrzałem się dokładnie. Leżałem na kawałku skały. Związany łańcuchem lub czymś podobnym. To nie było jednak najdziwniejszy. Na drugim kawałku skały stała postać. Kształtem przypominał człowieka. Była to jedyna wspólna cecha. Istota wyglądała jak zrobiona z cienia. Oczy miała puste, całe widmowe ciało miała w ranach. Stwór spojrzał na mnie, przynajmniej tak myślałem gdyż nie miał źrenic.
- Co ty jesteś? – wykrztusiłem.
- Jam jest wielki czarnoksiężnik, jednak ty bestio nie zasługujesz by znać me imię. – Wtedy też dostrzegłem kolejną rzecz. Za istotą stal kocioł, dookoła najróżniejsze składniki. Sporo ziół, ale nie tylko. Dostrzegłem tam rzeczy które mnie przeraziły. Rogi jednorożców, skrzydła jakiegoś ptaka, kości jakiegoś zwierzęcia i butelkę wypełnioną krwią smoka. Czarnoksiężnik wrzucał to wszystko do gara. Czułem że zostałem tu sprowadzony, aby zostać zupą.
- Zamierzasz mnie ugotować? – zapytałem ze strachem.
- Nie ciebie smoku, lecz twoje serce. – uśmiechnął się. – Widzisz dzięki eliksirom zyskałem wieczną młodość, jednakże wciąż można mnie zranić jak widzisz. Dzięki eliksirowi z twojego serca nikomu już to się nie uda. – zapewne zobaczył zdziwienie na mojej twarzy. – Mowie Ci to, ponieważ powinieneś znać powód swojej śmierci. – Następnie wrócił do eliksiru jakby nigdy nic. Musiałem szybko coś wymyślić. Ogon na szczęście miałem wolny. Udało mi się rozluźnić jedną łapę, zanim czarnoksiężnik podszedł do mnie. Z mieczem.
- Ostatnie życzenie?
- Patrz pod nogi. – Był zdziwiony moją odpowiedzią, jednak spojrzał. Zbyt wolno. Mój ogon owinął się wokół jego nóg. Przewróciłem go, następnie użyłem mojej mocy. Dotknąłem go łapą i zamroziłem zanim zdążył powiedzieć słowo. Musiałem się jak uwolnić zanim on się rozmrozi. Zdjąłem łańcuchy z łap zostały jeszcze na skrzydłach. Wtedy poczułem straszny ból . Miecz zrobił mi ranę przez cały pysk. Niestety nie zdążyłem.
-Nie uciekniesz mi. – Powiedział. Nie wiem co dokładnie zrobił, czułem jednak jak coś mnie dusi. Ledwo oddychałem, a on zbliżał się do mnie z dobrze mi znanym zamiarem. Byłem tuż nad krawędzią skały, a dookoła lawa. Opuszczał miecz nad moją szyją gdy ja przesunąłem się kawałek. Widziałem jak wpada w ognistą rzeka, a jakaś niewidzialna siła popchała mnie za nim. Czułem niezwykłe gorąco, a potem nic.
Obudziłem się w legowisku. Szybko wyleciałem z jaskini. Miałem nadzieje, że to najzwyczajniejszy sen. Straszny, ale sen. Wylądowałem przy jeziorze. Wtedy też zobaczyłem coś co nie powinno tu być. Przez mój pysk przebiegała blizna od miecza czarnoksiężnika.


---------------------

Ciekawszego opowiadania chyba nie czytałam, jak na razie jest to najlepsze opowiadanie konkursowe.

Adminka Mel

Od Naberiusa CD Naoto

- Siad mam wiedzieć, żyje prawie dwa tysiące lat, nie pamiętam gada jakiego spotkałem. – na języku miałem kilka nieprzyjemnych epitetów, ale zachowałem je dla siebie. Nie przepadałem za straszeniem mnie. Zwłaszcza kiedy dopiero się obudziłem. Kilkoma ruchami zeskoczyłem z gałęzi na ziemie. Otrzepałem się z kilku liści, które zostały w moim futrze. Był to jeden z problemów jego posiadania. Wystartowałem, nie miałem pojęcia gdzie lecę. Smoczyca szybko mnie dogoniła.
- Słuchaj to ważne. – Nie wiedziałem dlaczego na tym jej zależy. Chociaż jak mi coś utknie w głowie nie mogłem uwolnić się od tej myśli.
- Ile masz lat i skąd pochodzisz?
- Po co Ci to?
- Po prostu odpowiedz.
- Jestem z Japonii, mam 114 lat. – Jej młoda była, chociaż dla mnie niewiele jest smoków starych. Japonia, Japonia bardzo ładny kraj. Pewnie tam ją spotkałem.
- Byłem w tym kraju jakieś osiemdziesiąt lat temu. Może mnie widziałaś, w końcu jestem dość rozpoznawalnym smokiem. – humor mi się szybko poprawił. Nie potrafiłem się długo złościć, zwłaszcza na taką drobnostkę jak to że prawie doprowadziła mnie do zawału.
- Nie to musiało być coś innego. – powiedziała poważnym tonem Naoto.
- Ja nie mam pomysłu, a ty?
(Naoto)

Od Rin'a CD Saphiry

Rin ruszył biegiem za dziewczyną. Nie rozumiał celu tego biegu. Jeśli ścigali ich ludzie, mogli zostać na miejscu w ludzkiej postaci. Wątpił, by wtedy ich zaatakowano. Jednakże, skoro przywódczyni stada tak zechciała, to chyba nie miał nic do gadania. Dogonił ją szybko i po chwili biegł koło niej. Trawa uginała się pod naporem ich stóp, a gałązki łamały się przy każdym stąpnięciu na ziemi. Rin’a przeszły chłodne dreszcze, jakby ktoś już ich obserwował. Spojrzał swoim szkarłatnym okiem w bok i dostrzegł dużą grupę ludzi za sobą. Byli poważnie uzbrojeni. Pistolety, łuki, kilka mieczy i karabinów, a także jakieś dzidy i pochodnie, wzdrygnął się na ten widok ponownie. Nagle wpadł na jeden z dziwniejszych pomysłów. Zwolnił i zaczął biec za dziewczyną. Po chwili chwycił ją za rękę w nadgarstku i upewniając się, że biegnący ludzie ich widzą, przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Mam cię ! – krzyknął z uśmiechem.
Gońcy nie zwrócili na nich zbytnio uwagi i pognali dalej. Najprawdopodobniej uznali to za zabawę nastolatków, bo na co innego mogłoby to wyglądać. Wszystko wedle planu Rin’a.
- Potem mi podziękujesz. – uśmiechnął się puszczając dziewczynę, gdy upewniony był, że uzbrojeni pobiegli już daleko.
Nie było to najtrafniejszym wyjściem znając los chłopaka, lecz najodpowiedniejszym na daną chwilę. Uciekając tak i chowając się po kątach i zaułkach lasu, ludzie z pewnością by ich złapali z podejrzeniem o bytności smoka w ciele człeka. Szkarłatnooki odsunął się lekko od białowłosej i przyjaźnie się uśmiechnął.
< Co ty na to ? XD >

Dziękujemy...

Do naszej "kolekcji" bannerów dołącza nowy !


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxuF1Hurm6E3xygsquKFAehzSlCbpY8Cw_QReLJbWwe7kD0LYonh4FMxD6DMD-ECe1yWP52-22p4UCN9YqWu3zvqn6iofAxzJoqdliXYvuwSx0u7FnY9_Qase7ffpxMg3sml3DHL1c4pvc/s1600/oie_jaYMYTHbj3tG.gif

Niedługo pojawi się także kod HTML ( jeszcze dziś ) Prosiłabym wszystkie smoki o wklejenie któregoś z bannerów na prezentację.
Za ten przepiękny banner dziękujemy graczce :  Oliver277

Miluei

Commission - Kamakru by majesticalparade
jako człowiek:
black cats by Fukari
Imię: Miluei
Przydomek: Mila
Rasa: Smok Nocny Błękitno-tygrysi
Stanowisko: Szpieg
Motto: "To że milczę, nie znaczy że nie mam nic do powiedzenia."
Płeć: smoczyca
Wiek: 1000
Pochodzenie: Ameryka Północna
Charakter: Mila to dość nietypowa i tajemnicza dziewczyna. Poza tym Miluei to mądra smoczyca. Skryta, nie lubi dużego towarzystwa. Niektórzy mówią gdy widzą ją jako człowieka, że jest gotką. Jest nieśmiała, spokojna i cierpliwa. Nie ma lepszej osoby nadającej się na przyjaciółkę. Można jej śmiało zaufać.
Aparycja: Miluei to średniej wielkości smok. Ma 2 metry wysokości w klębie, niebieskie oczy jako smok i fioletowe jako człowiek. Skrzydła mają rozpiętość 16-nastu metrów.
Sympatia: może kiedyś...
Umiejętności specjalne: wyczuwanie aury zwierzęcia, doskonałe kamuflowanie się w nocy
Umiejętności: Miluei jest zwinna i precyzyjna w tym co robi
Rodzina: matka Neytiri, ojciec Minos
Historia: Miluei urodziła się w kochającej rodzinie jako jedynaczka. Na początku jej to nie przeszzkadzało, ale później jakoś się do tego przyzwyczaiła. Dokładnie 500 lat temu postanowiła opuścić rodzinne strony. Po kilkuset latach trafiła tutaj i oto jest.
Sterujący: Misza213
Inne zdjęcia: -

Od Saphiry CD Rin'a

- Hę? - mruknęłam i spojrzałam na niego podejrzliwie.
On stał i nieodzywał się, zmieniłam się także w człowieka bo tak jak wtedy...no było dziwnie.
- Jesteś człowiekiem? - zapytał dziwiąc się nieco.
- Smokiem który potrafi zmieniać się w naszego wroga..- poprawiłam go patrząc w Ziemię.
Miałam dziwne wrażenie iż nie panuje nad sobą nawet nie wiem czemu. To dziwne uczucie, jakby dusza z trudem pozostawała w ciele i tylko czekała, żeby odlecieć. Zmysły mam wyostrzone; czuje nawet na skórze chłodny powiew grozy, gęste, niemal nienamacalne, jak gruba, mokra szmatka..Kolory mieszają się, błyszczą, zlewają w moich oczach. Słyszę westchnienia, szuranie i szepty, są wymieszane, nie rozróżniam ich. Wszystkie z wyjątkiem jednego...
Słyszę bicie ich strasznych serc.
Już tu, niedaleko
Musieli złapać nasz trop.
Bicie, właśnie, pierwszy dźwięk wydawany przez...człowieka : Rytm życia. Pierwszy hałas i pierwsza muzyka, zaczęłam nasłuchiwać dalej...No nie, są niebezpiecznie blisko, w gronie, wielkim.
- Uciekamy - warknęłam.
- Co? Co się dzieje.
- Biegnij za mną - warknęłam po raz kolejny.
Biegliśmy w stronę jaskini, ale wiedziałam że to i tak nic nie da, jako smoki nas postrzelą, musimy tylko mieć nadzieję żeby uznali nas za ludzi..

< Rin? >