Skończyłam jeść. Z sarny którą upolowałam zostały same kości. Wzbiłam
się w powietrze. Przed sobą miałam ocean. Postanowiłam go przelecieć
(bez skojarzeń proszę). Zaczęłam lecieć przed siebie. Leciałam dzień i
noc, nie miałam po drodze żadnej wysepki, aby móc się chociażby
przespać. Leciałam bez przerwy całe trzy dni. W końcu, daleko przede mną
zamajaczył ląd. Przyspieszyłam. Byłam już wystarczająco blisko, aby móc
dostrzec sarnę, gdy nagle zaatakował mnie smok. Byłam zbyt rozradowana
wizją odpoczynku, że nie usłyszałam jak się zbliżył. Zaczęliśmy spadać.
Tuż nad wodą obydwoje wzbiliśmy się w powietrze. Smok zawisł w
powietrzu. Ja również, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć.
Postanowiłam go wysłuchać.
Smoku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz