To był piękny zachód słońca. Siedziałam na półce skalnej. Wstałam,
rozłożyłam skrzydła i odleciałam. Jak zwykle stałam się niewidzialna i
zaczęłam szybować nad naszą wyspą. Te tereny wyglądały wspaniale w
dzień, ale nocą jeszcze lepiej. Nagle w coś gwałtownie uderzyłam,
zaczęłam spadać w dół. Upadek nie był tak bardzo bolesny jak myślałam.
Zauważyłam, że coś dużego spadło do krzaków. Przestałam być już nie
widzialna. Ostrożnie zbliżyłam się do krzewów. Ktoś lub coś tam było...
nagle z krzewów wyskoczył smok.
- Cześć jestem Aventy powiedział nieznajomy.
- Ja Luna... przepraszam, że na ciebie wpadłam... - Powiedziałam ze skruchom i strachem.
< Aventy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz