Była piękna słoneczna pogoda. Nawet za gorąco jak dla mnie. Taki pech
posiadania futra. Musiałem się ochłodzić. Niestety na stałym lądzie nie
było w pobliżu wody. Wzbiłem się w powietrze. Od dłuższego czasu
trzymałem się w pobliżu morza. Miałem nadzieje, może spotkam jakiegoś
innego smoka. Ech marzenia od setek lat żadnego nie spotkałem. Leciałem
nad oceanem, później zanurkowałem prosto w morską toń. Oczy strasznie
mnie szczypały, ale było warto. Przez moment leciałem nie widząc w którą
stronę. Później spostrzegłem zielony kształty na horyzoncie. Nie
wiedziałem co to, więc poleciałem sprawdzić. Lot okazał się dłuższy niż
sądziłem. Zobaczyłem piękną wyspę, obniżyłem poziom. Widziałem wszystko w
miarę wyraźnie. Krążyłem spokojnie, aż postrzegłem jakieś jezioro. Całe
futro miałem w soli, więc po raz drugi zanurkowałem. No tak tym razem
było lepiej. Świeża woda bez tej głupiej morskiej soli. Wyszedłem na
brzeg, wyglądałem jak mokry pies. Po chwili zobaczyłem że podleciała
tutaj jakaś smoczyca. Nie znałem jej, jednak przywitałem się
najgrzeczniej jak umiem.
- Witam panią. – Powiedziałem ze skinięciem głowy.
( Któraś samica)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz