Urodziłem się w niewielkim włoskim mieście Sorrento w stadzie Górskiej
Doliny, gdzie panował podział na kasty. Kto urodził się w jakiej kaście,
musiał być tym kim dana kasta mu podawała. Moja rodzina była
przewodnikami po terenach; dość żmudne zajęcie, ale ciekawe jeśli
pozwolono nam zapuszczać się dalej niż położone są tereny lasu. Bowiem
Sorrento położone jest nad Zatoką Neapolitańską, nade morzem Tyrreńskim
blisko, a nawet naprzeciw Wezewiusza. Pewnego dość parnego dnia nasz
wulkan, który milczał przez dekady, postanowił wybuchnąć, a co! Wrząca
lawa wyskoczyła ni stąd, ni zowąd i trafiła akurat w Nasz las. Wtedy
zapuściłem się poza dane mi tereny, by obejrzeć piękne motyle zakątku
Sorrento, więc mnie ta tragedia nie dotknęła. Cały las poszedł z dymem,
wraz z moją całą rodziną. Mimo, iż nienawidziłem mojego przywódcy za te
całe podziały na kasty, moje serce wypełniła rozpacz, która nie
pozwoliła mi dalej zostac we Włoszech. Uciekając z Sorrento wspominałem
moją matkę Angelinę, która mając na głowie czwórkę dzieci zawsze
chodziła uśmiechnięta, ojca Ksaviera, który ciężko pracował dla nas.
Moje dwie siostry - Marikę i Olivię - 100 latki o zamiłowaniu do mody.
Starszego brata - Leona, który był mi przyjacielem i przykładem, z
zawsze dobrze ułożonymi włosami, smoczyce pchały się do niego drzwiami i
oknami. Zawsze stałem w jego cieniu, jeśli chodzi o romanse. Dziewczyny
się mną nigdy nie interesowały, żeby ten teges... Ale miałem
przyjaciółkę - Kaylę. Była to szczupła, wysoka smoczyca o
ciemnobrązowych łuskach i burgundowych oczach. Należała do najwyższej
klasy; była córką wielkiego przywódcy i nasza przyjaźń była tępiona,
miłość byłaby zakazana. Cierpiąc nad stratą rodziny zapuściłem się w
dalekie tereny, podróżowałem niemal 2 lata...
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz